Nie wyobrażałem sobie kiedyś, żeby otworzyć się przed kimś do tego stopnia, wyłożyć karty na stół i poprosić o pomoc.

Ale nie miałem wyjścia.

Straciłem zupełnie panowanie nad biznesem. Niby wszystko szło dobrze, a pieniędzy wciąż brakowało. Jak to Artur mówi „kołderka wciąż była za krótka”.

To, co mnie uderzyło od pierwszej rozmowy, to normalność tego człowieka.

Bez filozoficznych paplanin, konkretnie i wprost. Językiem nas, transportowców.

Każde zagadnienie był w stanie rozłożyć na czynniki pierwsze i wskazać przyczynę, a nie skutek. Zero bajek, o których tyle się teraz słyszy.

Jeśli spodziewasz się gościa pod krawatem, z białą tablicą i wskaźnikiem w ręku, to się rozczarujesz.

To praktyk z krwi i kości. Przy tym harleyowiec, jak ja! A to mówi samo za siebie. Współpracujemy dopiero pół roku, a ja widzę w firmie rzeczy, których nie dopatrzyłem się przez lata.

W 6 miesięcy podjąłem masę konstruktywnych decyzji, przeorganizowałem 3/4 firmy i w końcu przestałem błądzić jak dziecko we mgle.

Trzeba mieć charakter, żeby zdecydować się na transportowe rewolucje z p. Arturem. Ale to ewidentnie jest przełomowa forma współpracy, jakiej dotąd nie spotkałem na polskim rynku.

Panie Arturze, to wielka przyjemność być pod pana skrzydłami.